Informacje ministranckie
Artykuły
Kącik Św. Tarsycjusza
Linki do innych stron
„Ministráns je výborný” czyli madziarsko-słowacka wyprawa
- Szczegóły
- Utworzono: niedziela, 30, wrzesień 2012 15:50
- Krzysztof Seweryn
„Jeszcze tylko lanie i już wakacje” - pomyślał Jasiu niosąc do domu świadectwo za skończony rok szkolny. Na szczęście to tylko bohater znanej anegdoty, bo żadnemu z naszych ministrantów nie groziło takie rozpoczęcie wakacji. A lato zapowiadało się obfite w wydarzenia.
Już na samym początku wyprawa sporego kalibru czyli wspólny wyjazd ministrantów z parafii św. Marii Magdaleny i św. Ojca Pio. W tym samym składzie byliśmy w zeszłym roku we Włoszech więc chłopcy nie musieli tracić czasu na integrację i od początku tworzyli dobrą atmosferę do wakacyjnego wypoczynku. Celem tegorocznej wyprawy były: Słowacja oraz kraj naszych „bratanków” czyli Węgry. Niewielu z naszych ministrantów pamięta nasz poprzedni pobyt na Węgrzech w 2004r kiedy to ulewa podtapiała namioty i musieliśmy skrócić pobyt. Tym razem pogoda była łaskawsza (o ile w ogóle można tak nazwać temperaturę w okolicach 40°C).
Podróżowanie rozpoczęliśmy niedzielną Mszą Św. w naszym kościele. Po niej zapakowaliśmy do autokaru bagaże oraz duże ilości jakże zbawiennej później wody mineralnej. Później już tylko „cmok, cmok” mamie i tacie i jedziemy. Krótki przystanek „na kanapkę” w Korbielowie i zaraz znaleźliśmy się po słowackiej stronie Beskidów. Stamtąd pięknie widać szczyty Pilska i Babiej Góry. Jeszcze lepszy widok na Diablak mieliśmy z pokładu statku wycieczkowego, którym pływaliśmy po Jeziorze Orawskim. Tutaj i w pobliskim Namestovie uświadomiliśmy sobie, że z upałem musimy się jakoś zaprzyjaźnić bo on chce być z nami do końca wyjazdu. Po południu dotarliśmy do Demianowskiej Doliny gdzie „założyliśmy” nasz pierwszy punkt wypadowy. Po rozlokowaniu i odświeżeniu poszliśmy na kolację do pobliskiej restauracji a po niej większość zasiadła przed telewizorami by obejrzeć finał EURO 2012.
Drugi dzień rozpoczęliśmy Mszą w kościele p.w. św. Mikołaja w Liptovskim Mikulaszu a następnie udaliśmy się do parku wodnego „Tatralandia”. Duża ilość basenów, zjeżdżalni i innych atrakcji pozostawiła wiele wrażeń, a niektórzy zachowali „pamiątki” w postaci otartych łokci, kolan czy też pleców. Po kolacji poszukaliśmy boiska żeby trochę pobiegać za piłką. Grający, w ferworze walki, nie czuli kąsających (i to konkretnie) meszek. Ale gdy nagle, nad całą łąką, pojawiła się chmara dziwnych, głośno bzyczących owadów wszyscy rzucili się do ewakuacji z „pola rażenia”. Przy okazji zapominając o piłce...
Kolejny dzień to wyprawa do Levocy, bardzo starego miasteczka, z murami obronnymi i zabytkowymi kościołami. Przed ratuszem mogliśmy zobaczyć klatkę, w której dawniej zamykano, wystawiając na widok publiczny, różnych miejscowych rzezimieszków. Nad miasteczkiem góruje Marianska Hora (491m n.p.m.), jedno z najstarszych i najważniejszym miejsc pielgrzymkowych na Słowacji. Do sanktuarium wiedzie pod górę tzw. droga pątnicza, po której również i my wdrapaliśmy się „pokutując” w upale za swoje wszelakie przewinienia. Z góry roztacza się przepiękny krajobraz, który zapewne miał także przed oczami papież Jan Paweł II kiedy był w tym miejscu w 1995r. Z Levocy pojechaliśmy w stronę Spiskiego Hradu gdzie podziwialiśmy ruiny potężnego zamczyska a po drodze zatrzymaliśmy się przy niewielkim ale ciekawym gejzerze. W drodze powrotnej mogliśmy po raz kolejny podziwiać słowacką stronę dobrze znanych nam Tatr z ich narodowym szczytem – Krywań.
- poprz.
- nast. »»